Bajka o Miłości i Szaleństwie
Powiadają, że pewnego razu spotkały się na Ziemi
wszystkie uczucia i cechy ludzkich istot.
I tak:
Gdy Znudzenie ostentacyjnie ziewnęło po raz trzeci,
Szaleństwo, jak zwykle obłędnie dzikie, zaproponowało:
- Pobawmy się w chowanego!
Intryga, niezmiernie zaintrygowana,
uniosła tylko lekko brwi,
a Ciekawość, nie mogąc się powstrzymać,
spytała z typowym dla siebie zainteresowaniem:
- W chowanego? A co to takiego?
- To zabawa - wyjaśniło żywo Szaleństwo
- polegająca na tym, iż ja zakrywa sobie oczy
i powoli zacznę liczyć do miliona.
W międzyczasie wy wszyscy dobrze się schowacie,
a gdy skończę liczyć, moim zadaniem będzie was odnaleźć.
Pierwsze z was, na którego kryjówkę trafię,
zajmie moje miejsce w następnej kolejce.
Podekscytowany Entuzjazm zaczął tańczyć w towarzystwie Euforii,
Radość podskakiwała tak wesoło,
iż udało się jej przekonać do gry Wątpliwość,
a nawet Apatię, której nigdy niczym nie dało się zainteresować.
Jednakże nie wszyscy chcieli się przyłączyć.
Prawda wolała się nie chować,
w końcu i tak zawsze ją odkrywano.
Duma stwierdziła, że zabawa jest głupia,
ale tak naprawdę w głębi duszy gryzło ją,
iż pomysł wyszedł od kogo innego.
Tchórzostwo z kolei nie chciało ryzykować.
- Raz, dwa, trzy - zaczęło liczyć Szaleństwo.
Najszybciej schowało się Lenistwo,
osuwając się za pierwszy lepszy napotkany kamień.
Wiara pofrunęła do nieba,
a Zazdrość ukryła się w cieniu Triumfu,
który z kolei wspiął się o własnych siłach hen!
Na sam szczyt najwyższego drzewa.
Wspaniałomyślność długo nie mogła znaleźć
dla siebie odpowiedniego miejsca,
gdyż wszystkie kryjówki wydawały się jej idealne dla przyjaciół:
krystalicznie czyste jezioro było wymarzonym miejscem dla Piękności,
dziupla - w sam raz dla Nieśmiałości,
motyle skrzydła stworzono dla Zmysłowości,
powiew wiatru okazał się natomiast najlepszy dla Wolności.
W końcu Wspaniałomyślność schowała się za promyczkiem słońca.
Z kolei Egoizm znalazł sobie, jak sądził, wspaniałe miejsce:
wygodne i przewiewne, a co najważniejsze
- przeznaczone tylko, tylko dla niego.
Kłamstwo schowało się na dnie oceanów,
a może skłamało i tak naprawdę ukryło się za tęczą?
Pasja i Pożądanie w porywie gorących uczuć,
wskoczyli w sam środek wulkanu.
Niestety wyleciało mi z pamięci, gdzie ukryło się Zapomnienie,
lecz to przecież mało ważne.
Gdy Szaleństwo liczyło dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć
tysięcy dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć
Miłość jeszcze nie zdołała znaleźć sobie odpowiedniego miejsca.
W ostatniej chwili odkryła jednak zagajnik dzikich róż
i schowała się wśród ich krzaczków.
- Milion - krzyknęło na końcu Szaleństwo
i dziarsko zabrało się do szukania.
Od razu, rzecz jasna, odnalazło schowane parę kroków dalej Lenistwo.
Chwilę potem usłyszało Wiarę rozmawiającą w niebie z Panem Bogiem.
W ryku wulkanów wyczuło natomiast obecność Pasji i Pożądania.
Następnie, przez przypadek, odnalazło Zazdrość,
co szybko doprowadziło je do kryjówki Triumfu.
Egoizmu nie trzeba było wcale szukać,
gdyż jak z procy wyleciał ze swej kryjówki,
kiedy okazało się, iż wpakował się w sam środek gniazda dzikich os.
Trochę zmęczony szukaniem Szaleństwo
przysiadło na chwilę nad stawem
i w ten sposób znalazło Piękność.
Jeszcze łatwiejsze okazało się odnalezienie Wątpliwości,
która, niestety, nie potrafiła się zdecydować,
z której strony płotu najlepiej się ukryć.
W ten sposób wszyscy zostali znalezieni:
Talent wśród świeżych ziół,
Smutek - w przepastnej jaskini,
a Zapomnienie... cóż, już dawno zapomniało,
iż bawi się w chowanego.
Do Znalezienia pozostała tylko Miłość.
Szaleństwo zaglądało za każde drzewko,
sprawdza w każdym strumyczku,
a nawet na szczytach gór i już, już miało się poddać,
gdy odkrył niewielki różany zagajnik.
Patykiem zaczęło odogarniać gałązki...
Wtem wszyscy usłyszeli przeraźliwy okrzyk bólu.
Stało się prawdziwe nieszczęście!
Różane kolce zraniły Miłość w oczy.
Szaleństwu zrobiło się niezmiernie przykro,
zaczęło prosić, błagać o przebaczenie,
aż w końcu poprzysięgła zostać
przewodnikiem ślepej z jego winy przyjaciółki.
I to właśnie od tamtej pory, od czasu,
gdy po raz pierwszy bawiono się na Ziemi w chowanego,
Miłość jest ślepa i zawsze towarzyszy jej Szaleństwo.
Tekst ten był rozsyłany pocztą elektroniczną
Autor nieznany
Dawno, dawno temu, na oceanie istniała wyspa,
którą zamieszkiwały emocje, uczucia
oraz ludzkie cechy - takie jak:
dobry humor, smutek, mądrość, duma;
a wszystkich razem łączyła miłość.
Pewnego dnia mieszkańcy wyspy dowiedzieli się,
że niedługo wyspa zatonie.
Przygotowali swoje statki do wypłynięcia w morze,
aby na zawsze opuścić wyspę.
Tylko miłość postanowiła poczekać do ostatniej chwili.
Gdy pozostał jedynie maleńki skrawek lądu
- miłość poprosiła o pomoc.
Pierwsze popłynęło bogactwo na swoim luksusowym jachcie.
Miłość zapytała:
- Bogactwo, czy możesz mnie uratować ?
Niestety nie. Pokład mam pełen złota, srebra i innych kosztowności.
Nie ma tam już miejsca dla ciebie. - Odpowiedziało Bogactwo.
Druga podpłynęła Duma swoim ogromnym czteromasztowcem.
- Dumo, zabierz mnie ze sobą ! - poprosiła Miłość.
Niestety nie mogę cię wziąźć!
Na moim statku wszystko jest uporządkowane,
a ty mógłabyś mi to popsuć... - odpowiedziała Duma
i z dumą podniosła piękne żagle.
Na zbutwiałej lódce podpłynal Smutek.
- Smutku, zabierz mnie ze sobą ! - poprosiła Miłość,
Och, Miłość, ja jestem tak strasznie smutny, że chcę pozostać sam.
- Odrzekł Smutek i smutnie powiosłował w dal.
Dobry humor przepłynął obok Miłości nie zauważając jej,
bo był tak rozbawiony,
że nie usłyszał nawet wołania o pomoc.
Wydawało się, że Miłość zginie na zawsze w głębiach oceanu...
Nagle Miłość usłyszała:
- Chodź! Zabiorę cię ze sobą ! - powiedział nieznajomy starzec.
Miłość była tak szczęśliwa i wdzięczna za uratowanie życia,
że zapomniałam zapytać kim jest jej wybawca.
Miłość bardzo chciała się dowiedzieć kim jest ten tajemniczy starzec.
Zwróciła się o poradę do Wiedzy.
- Powiedz mi proszę, kto mnie uratował ?
- To był Czas. - Odpowiedziała Wiedza.
- Czas ? - zdziwiła się Miłość. - Dlaczego Czas mi pomógł ?
- Tylko Czas rozumie,
jak ważnym uczuciem w życiu każdego człowieka jest Miłość.
- Odrzekła Wiedza.
Autor nieznany
Błękitne kamienie
Jubiler siedział przy biurku i patrzył w roztargnieniu
na ulicę przez witrynę swojego eleganckiego sklepu.
Jakaś dziewczynka podeszła do sklepu
i przycisnęła nosek do wystawy.
Jej oczy w kolorze nieba zabłysły,
gdy dostrzegła jeden z wystawionych przedmiotów.
Weszła zdecydowanym krokiem i wskazała palcem
w kierunku wspaniałego naszyjnika z błękitnych turkusów.
- To dla mojej siostry.
Może pan ładnie zapakować, bo to prezent?
Właściciel sklepu zmierzył małą klientkę wzrokiem
pełnym niedowierzania i zapytał:
- Ile masz pieniędzy?
Dziewczynka bez zakłopotania, wspinając się na palcach,
położyła na ladzie metalowe pudełeczko,
otworzyła je i opróżniła.
Wyleciał z niego bilecik, garść monet,
kilka muszli i kilka figurek.
- Wystarczy?- spytała z dumą
- Chcę zrobić prezent dla mojej starszej siostry.
Od kiedy nie ma już z naszej mamy, ona ją zastępuje
i nie ma nawet wolnej chwili dla siebie.
Dzisiaj są jej urodziny i jestem pewna,
że ten prezent uczyni ją szczęśliwą.
Te kamienie mają taki sam kolor jak jej oczy.
Jubiler poszedł na zaplecze sklepu,
wyniósł stamtąd wspaniały papier pakunkowy, czerwony
i złoty i owinął nim troskliwie szkatułkę.
- Weź go - powiedział do dziewczynki.
- Nieś ostrożnie.
Dziewczyna ruszyła, dumnie
trzymając w ręku paczuszkę jak trofeum.
Godzinę później weszła do sklepu piękna dziewczyna
z czupryną w kolorze miodu i przecudnymi, błękitnymi oczami.
Położyła stanowczo na ladzie paczuszkę,
którą jubiler z taką starannością pakował, i spytała:
- Ten naszyjnik został kupiony tutaj?
- Tak, panienko.
- I ile kosztował?
- Ceny wystawiane przez mój sklep są poufne:
przeznaczone dla klienta i dla mnie.
- Ale moja siostra miała zaledwie kilka drobnych.
Nie mogłaby nigdy zapłacić za naszyjnik taki jak ten!
Jubiler wziął szkatułkę, zamknął ją wraz z jej zawartością,
na nowo starannie zapakował i oddał dziewczynie.
- Twoja siostra zapłaciła.
Zapłaciła cenę wyższą niż ktokolwiek inny:
oddała wszystko, co posiadała.
Bruno Ferrero
Byłem szczęśliwy.
Byłem tak szczęśliwy jak tylko mógłbym to sobie wyobrazić.
Z moją dziewczyną spotykałem się ponad rok
i w końcu zdecydowaliśmy się wziąć ślub.
Moi rodzice byli naprawdę zachwyceni
i pomagali nam we wszystkich przygotowaniach
do naszego wspólnego życia,
przyjaciele cieszyli się razem ze mną
a moja dziewczyna...
była jak spełnienie moich najśmielszych marzeń.
Tylko jedna rzecz nie dawała mi spokoju
- dręczyła i spędzała sen z powiek...
jej młodsza siostra.
Moja przyszła szwagierka miała dwadzieścia lat,
ubierała wyzywające obcisłe mini i króciutkie bluzeczki,
eksponujące krągłości jej młodego, pięknego ciała.
Często kiedy siedziałem na fotelu w salonie,
niby przypadkiem schylała się po coś tak,
że nawet nie przyglądając się,
miałem przyjemny widok na jej majteczki.
To nie mógł być przypadek,
nie zachowywała się tak nigdy
kiedy w pobliżu był ktoś jeszcze.
Któregoś dnia siostrzyczka mojej dziewczyny
zadzwoniła do mnie i poprosiła
abym po drodze do domu wstąpił do nich
rzucić okiem na ślubne zaproszenia.
Kiedy przyjechałem była sama w domu.
Podeszła do mnie tak blisko,
że czujłem słodki zapach jej perfum i wyszeptała,
że wprawdzie wkrótce będę żonaty,
ale ona pragnie mnie tak bardzo...
i czuje, że nie potrafi tego uczucia pohamować...
i nawet nie chce.
Powiedziała, że chce się ze mną kochać,
tylko ten jeden raz, zanim wezmę ślub z jej siostrą
i przysięgnę jej miłość
Byłem w szoku
i nie mogłem wykrztusić z siebie nawet jednego słowa.
Powiedziała "Idę do góry, do mojej sypialni.
Jeśli chcesz, chodź do mnie i weź mnie,
nie będę czekać długo"
Stałem jak skamieniały i obserwowałem ją
jak wchodziła po schodach kusząco poruszając biodrami.
Kiedy była już na górze ściągnęła majteczki
i rzuciła je w moją stronę.
Stałem tak przez chwilę, po czym odwróciłem się
i poszedłem do drzwi frontowych.
Otworzyłem drzwi i wyszedłem z domu, prosto,
w kierunku zaparkowanego przed domem samochodu.
Mój przyszły teść stał przed domem
- podszedł do mnie i ze łzami oczach
uściskał mówiąc "Jesteśmy tacy szczęśliwi,
że przeszedłeś naszą małą próbę.
Nie moglibyśmy marzyć
o lepszym mężu dla naszej córeczki.
Witaj w rodzinie!"
A morał z tej historii...
Zawsze trzymaj
prezerwatywy w samochodzie.
Dwaj Przyjaciele
Starszy nazywał się Frank i miał 20 lat.
Młodszy Ted miał 18 lat.
Wiele czasu spędzali razem,
ich przyjaźń sięgała czasów szkoły podstawowej.
Razem postanowili zaciągnąć się do wojska.
Przed wyjazdem przyrzekli sobie u rodzinom,
że będą wzajemnie uważać na siebie.
Szczęście im sprzyjało i znaleźli się w tym samym batalionie.
Batalion ich został wysłany na wojnę.
Było to straszliwa wojna, pośród rozpalonych piasków pustyni.
Przez pewien czas Frank i Ted przebywali o obozie,
chronionym przez lotnictwo.
Lecz któregoś dnia pod wieczór przyszedł rozkaz
by wkroczyć na terytorium nieprzyjaciela.
Żołnierze pod piekielnym ogniem wroga dotarli do pewnej wsi.
Ale nie było Teda. Frank szukał go wszędzie.
Znalazł jego nazwisko w spisie zaginionych.
Zgłosił się u komendanta z prośbą o pozwolenie
na poszukiwanie jego przyjaciela.
- To jest zbyt niebezpieczne - odpowiedział komendant.
- Straciłem już twego przyjaciela, straciłbym również ciebie.
Tam ostro strzelają.
Frank mimo wszystko poszedł.
Po kilku godzinach znalazł Teda śmiertelnie rannego.
Ostrożnie wziął go na ramiona. Nagle dosięgnął go pocisk.
Nadludzkim wysiłkiem udało mu się donieść przyjaciela do obozu.
- Czy warto było umierać, by ratować umarłego? - zapytał komendant.
- Tak - wyszeptał Frank, gdyż przed śmiercią Ted powiedział:
- Wiedziałem, że przyjdziesz.
To właśnie powiemy Bogu w takiej chwili:
"Wiedziałem, Boże, że przyjdziesz!"
Bruno Ferrero
Opowieść o Stasiu
W wielkim domu na poddaszu,
mieszkał pewien mały Stasiu.
Nie miał taty, ani mamy,
przez wujostwo był chowany.
Malec siedział w samotności,
w dużym domu - brak miłości,
nie przytulił nikt chłopczyka,
nikt o zdrowie nie zapytał.
Nawet kiedy zachorował,
nikt się chłopcem nie zajmował
i nie poda szklanki wody,
ni kompresu dla ochłody.
Inni chłopcy w piłkę grali,
a nasz Stasiu w piecach palił,
znosił polan całe sterty,
przez dzień cały był zajęty.
Bo pomagał też w ogrodzie,
kosił trawkę niemal co dzień,
bardzo lubił ogrodnika
- przyjacielem był chłopczyka.
W świetle świecy, wieczorami,
Staś szkicował węgielkami,
portreciki, krajobrazy
i o szkole malec marzył.
Lecz wujostwo mu tłumaczy:
"Że za szkołę trzeba płacić,
a on przecież nie zarabia,
z niego biedak a nie hrabia.
Nie potrzeba jemu szkoły,
aby wynosić stąd popioły,
ma gdzie mieszkać i co jadać."
A marzenia? Szkoda gadać!
Ale jak to bywa w bajkach,
czeka was tu niespodzianka,
bo ogrodnik człek samotny
o serduszku bardzo dobrym.
Zebrał wszystkie oszczędności
i uprosił on waszmości.
Stasiu cały był w skowronkach,
gdy usłyszał głosik dzwonka.
Pilnie uczył się przez lata
- a za pilność jest zapłata,
został sławnym Staś malarzem,
sięgnął szczytu swoich marzeń.
Autor: kilcik
Opowieść z morałem na wesoło,
jednakże ku przestrodze...
Proboszcz pewnej małej wioski
świętuje 25-tą rocznicę święceń kapłańskich.
Na specjalnie wynajętej sali zebrało się
pokaźne grono miejscowych znakomitości.
Proboszcz, siedzący
za specjalnym stołem na podwyższeniu,
zwraca się do przybyłych parafian:
- Kochani moi!...
Nie łatwo jest osobie takiej jak ja,
mówić o rzeczach nie związanych z naszą wiarą.
Dlatego potraktujmy to spotkanie na wesoło!
Gdyby nie "tajemnica spowiedzi"
mógłbym was tutaj rozbawić,
zacznę jednak poważniej.
W pierwszym dniu po przybyciu tutaj,
zmuszony byłem zadać sobie pytanie:
gdzie ja trafiłem?
Pierwszą osobą,
którą wyspowiadałem był młody mężczyzna,
który wyznał, że zdradza żonę z jej siostrą.
Wyznał również, że zaraził się
chorobą weneryczną od sekretarki swojego szefa.
Jednak z upływem czasu nabrałem przekonania,
że mieszkający tutaj ludzie są dobrzy i uczciwi,
a to co przedstawiłem to był tylko incydent.
Po 20 minutach na salę wchodzi zdyszany wójt,
który bardzo przepraszam za spóźnienie.
Siada na miejscu obok proboszcza
i poprawiając wąsa zaczyna mówić:
- Doskonale pamiętam dzień,
w którym nasz dostojny jubilat
zawitał do naszej parafii.
Zresztą nie będę się chwalił,
ale miałem zaszczyt być pierwszą osobą,
którą nasz proboszcz wyspowiadał !!!
MORAŁ: Kto się spóźnia,
niech się lepiej nie odzywa...
Pocieszenie
Mała dziewczynka wróciła do domu od sąsiada,
której ośmioletnia córeczka niedawno tragicznie zmarła.
- Po co tam chodziłaś? - spytał ojciec.
- Żeby pocieszyć tę biedną panią.
- Jesteś przecież taka malutka,
w jaki sposób mogłaś ją pocieszyć?
- Usiadłam jej na kolanach
i płakałam razem z nią.
Jeśli obok Ciebie jest ktoś cierpiący, płacz razem z nim.
Jeżeli jest ktoś szczęśliwy, śmiej się wraz z nim.
Miłość patrzy i widzi, nasłuchuje i słyszy.
Kochać to uczestniczyć - całkowicie
- całym swym jestestwem.
Kto kocha, ten odkrywa w sobie nieskończone
pokłady pocieszenia i chęci współuczestniczenia
w dobrych i złych przeżyciach.
Wszyscy jesteśmy aniołami z jednym skrzydłem:
możemy latać tylko wtedy,
gdy obejmiemy drugiego człowieka.
Bruno Ferrero
Pocieszenie
Mała dziewczynka wróciła do domu od sąsiada,
której ośmioletnia córeczka niedawno tragicznie zmarła.
- Po co tam chodziłaś? - spytał ojciec.
- Żeby pocieszyć tę biedną panią.
- Jesteś przecież taka malutka,
w jaki sposób mogłaś ją pocieszyć?
- Usiadłam jej na kolanach
i płakałam razem z nią.
Jeśli obok Ciebie jest ktoś cierpiący, płacz razem z nim.
Jeżeli jest ktoś szczęśliwy, śmiej się wraz z nim.
Miłość patrzy i widzi, nasłuchuje i słyszy.
Kochać to uczestniczyć - całkowicie
- całym swym jestestwem.
Kto kocha, ten odkrywa w sobie nieskończone
pokłady pocieszenia i chęci współuczestniczenia
w dobrych i złych przeżyciach.
Wszyscy jesteśmy aniołami z jednym skrzydłem:
możemy latać tylko wtedy,
gdy obejmiemy drugiego człowieka.
Bruno Ferrero
Rachunek
Któregoś wieczoru, gdy mama przygotowywała kolację,
syn stanął w kuchni, trzymając w ręku kartkę.
Z oficjalną miną, dziecko podało kartkę matce,
która wytarła sobie ręce w fartuch
i przeczytała, co było napisane:
- za wyrwanie chwastów na ścieżce: 5 złotych;
- za uporządkowanie mojego pokoju: 10 złotych;
- za kupienie mleka: 1 złoty;
- za pilnowanie siostrzyczki (3 popołudnia): 15 złotych;
- za otrzymanie dwukrotnie najlepszego stopnia: 10 złotych;
- za wyrzucanie śmieci co wieczór: 7 złotych.
Razem: 48 złotych.
Mama spojrzała czule w oczy syna.
Jej umysł pełen był wspomnień.
Wzięła długopis i na drugiej stronie kartki napisała:
- Za noszenie ciebie w łonie przez 9 miesięcy: - 0 złotych;
- Za wszystkie noce spędzone przy twoim łóżku,
gdy byłeś chory - 0 złotych;
- Za te wszystkie chwile pocieszania ciebie,
gdy byłeś smutny - 0 złotych;
- Za wszystkie osuszone twoje łzy: - 0 złotych;
- Za to wszystko, czego ciebie nauczyłam
dzień po dniu: - 0 złotych;
- Za wszystkie śniadania, obiady, kolacje,
podwieczorki i śniadania do szkoły: - 0 złotych;
- Za życie, które ci daję każdego dnia: - 0 złotych.
Razem: - 0 złotych.
Gdy skończyła, uśmiechając się matka podała kartkę synowi.
Ten przeczyta to, co napisała i otarł sobie dwie duże łzy,
które pojawiły się w jego oczach.
Odwrócił kartkę i na swoim rachunku napisał:
"Zapłacono"
Potem chwycił mamę za szyję i obsypał ją pocałunkami.
Gdy osobistych i rodzinnych stosunkach
zaczynają się pojawiać rachunki,
wszystko się kończy.
Miłość jest bezinteresowna albo nie istnieje.
Bruno Ferrero
Stara nieznośna pani
Na nocnym stoliku starszej kobiety przebywającej w domu starców,
w dzień po jej śmierci, znaleziono pewien list.
Był on zaadresowany do młodej pielęgniarki z oddziału.
Co widzisz ty, która się mną opiekujesz?
Kogo widzisz, kiedy na mnie patrzysz?
Co myślisz, gdy mnie opuszczasz?
I co mówisz, kiedy o mnie opowiadasz?
Najczęściej widzisz starą nieznośną kobietę,
trochę zwariowaną i jej błędny wzrok,
który mówi, że nie jest w pełni zdrowych zmysłów.
Kobietę, która ślini się podczas jedzenia
i nie odzywa się nigdy wtedy, kiedy powinna.
Nie przestaje gubić butów i pończoch.
Bardziej lub mniej posłusznie pozwala ci podczas mycia
i jedzenia robić ze sobą, co tylko chcesz,
by tylko wypełnić kolejny długi i smutny dzień.
To jest to, co widzisz! Ale otwórz szeroko oczy.
To nie jestem ja. Powiem ci, kim jestem.
Jestem ostatnią z dziesięciorga dzieci, co ma matkę i ojca.
Braci i siostry, którzy się kochają.
Jestem 16-letnią dziewczyną, co ma skrzydła w nogach
i marzy, by móc jak najszybciej spotkać swego ukochanego.
Poślubiłam go wreszcie mając 20 lat,
do dziś jeszcze moje serce łomocze
z radości na samo wspomnienie tego dnia.
Miałam 25 lat i małego synka przy piersi,
który wciąż mnie potrzebował.
Miałam 30 lat a mój synek rósł szybko.
Łączyła nas miłość, której nikt nigdy nie rozerwie.
Gdy skończyłam 40 lat, syn wkrótce mnie opuścił.
Lecz mąż wciąż był przy moim boku.
Miałam 50 lat, wokół mnie bawiły się dzieciątka.
Jak to dobrze było znów znaleźć się pośród dzieci.
Ja i mój ukochany mąż cieszyliśmy się z wnuków.
Nieoczekiwanie nastały mroczne dni,
zabrakło mego męża.
Spoglądam z lękiem w przyszłość.
Moje dzieci są pochłonięte, bez reszty,
wychowywaniem swego własnego potomstwa.
Z żalem myślę o latach,
które minęły bezpowrotnie i doznanej miłości.
Jestem stara. Natura jest okrutna,
drwi sobie z przyjścia starości.
Ciało mnie zapomina, piękno i siły odeszły na zawsze.
A w miarę jak przybywa mi lat spostrzegam,
że tam gdzie było serce, znajduje się jedynie kamień.
Ale w tym starym wraku jest jeszcze dziewczyna,
której serce płonie bez ustanku.
Wspominam me radości, wspominam me cierpienia
i czuję, jak wzbierają we mnie siły i uczucia.
Powracam myślą do lat, nazbyt krótkich, co tak szybko odeszły.
Zgadzam się na to prawo, że "nic nie może trwać wiecznie".
Lecz ty, która troszczysz się o mnie,
otwórz przynajmniej twe oczy
i spójrz uważnie na nieznośną staruszkę...
Spójrz lepiej, by móc mnie dostrzec.
Ileż twarzy, ileż oczu, ileż załamanych rąk każdego dnia.
Na co patrzymy?
Na zmarszczki, trudności, wahania, zawziętość.
Gdybyśmy zamiast tego
nauczyli się przyglądać snom,
bidom serca i uczuciom tak
często starannie ukrytym,
o ile mniej byłoby cierpienia,
a świat wokół nas
stałby się piękniejszy.
Bruno Ferrero